Viimeksi katsotut
Kirjaudu sisään nähdäksesi kohdeluettelon
Suosikit
Kirjaudu sisään nähdäksesi kohdeluettelon
JAN HENRYK ROOS.
(Na płótnie, 2 stopy 9 ½ cala szeroki, 2 stopy 1 cal wysoki).
Pomiędzy malarzami niemieckiego pochodzenia, którzy przyczynili się w pewnej mierze do blasku holenderskiej szkoły, niepoślednie miejsce zajmuje Jan Henryk Roos, z Ottendorfu w Pfalzu. Podobnie jak Gaspard Netscher, malarz ten w dziewiątym roku życia przybył do Amsterdamu, roku 1640. Był synem dość zdolnego ale ubogiego malarza. Rzadka zdolność młodego chłopca zwróciła nań oczy historycznego malarza Du Jardin; niedługo jednakże uczył się u niego, bo przyrodzonemu sobie kierunkowi przymus nakładać musiał. Swobodniej też zdolności swe rozwijał pod opieką późniejszych nauczycieli swoich, Graata, a mianowicie Adriana de Bye.
Zaraz się pokazało, że czarowne, rajskie okolice Pfalzu, niezatarte wrażenie uczyniły na sercu jego. Krajobraz odmalowany przez niego z pamięci, śmiałością układu tak zadziwił Adriana de Bye, że oświadczył, iż w tym a nie innym rodzaju młody Roos dojdzie najwyższej doskonałości jakiej jest zdolny. Nim zaczął wyłącznie zajmować się malowaniem krajobrazów, Roos, dla zebrania trochę grosza, robił portrety, po większej części znakomitych osób. Pejzażom jego, oprócz właściwej gracyi, szczególną wartość nadawały pysznie odrobione gromadki zwierząt, owiec, krów i kóz z pastuchami. Tym bardziej podziwiano ten talent Roosa, że modą prawie naówczas było u pejzażystów, kazać sobie malować figurki przez innych artystów.
W krajobrazach Roosa najwięcej przemawia do nas i zajmuje widza oko, wykształcone, poetyczne tchnienie, wiejące z całego utworu; harmonia okolicy z trzodą, które się łatwo, zgrabnie i naturalnie w cudną całość zlewają; przytem wielka rozmaitość i nader udatne grupowanie trzód. W obrazach jego nie znać ani zimnego rozrachowania, ani obmyślanego układu, któremisię cechuje bardzo wiele holenderskich krajobrazów. Tu życie zewsząd tryska, a ruch trzymany jest w granicach piękności. Malarz ten ma niejakie podobieństwo z Mikołajem Berghemem, tylko Roos-unika kontrastów w układzie, za któremi Berghem goni; koloryt Berghema cieplejszy, świetniejszy, Roosa zimny więcej, ale czystszy i zrozumialszy. Berghem, także biegły bardzo malarz zwierząt, rysuje zwierzęta z jakąś bojaźliwą poprawnością.
U Roosa wszystko śmiało, szeroko rzucone. Zwierzęta jego są bardzo wiernem prawdy odbiciem, chociaż nieznać w nich wielkiego wystudjowania. Lubo Roos nie jest-w stanie rozwinąć poetycznej tęsknoty Ruysdaela, jednakże pewny efekt sprawia jakimś spokojem, roskosznem zadowoleniem, które widne są. w jego obrazach.
W 1557. Koos, licząc lat dwadzieścia trzy, stęskniony za rodzinną okolicą, którą w obrazach często wyobrażał, powrócił do Niemiec, do Frankfurtu. Bliskie dwory, Hesseński i biskupa Mogunckiego wnet go do siebie przyzwały i wiele portretów zamówiły. Te roboty Boosa na bardzo niskim stoją szczeblu, zwłaszcza przymierzone do Van Dycka. Malarz ten zginął w czasie pożaru 1685. r.
Jest jeszcze drugi Roos, Teodor, brat Jana Henryka, także uczeń Adryana de Bye. Z synów tego malarza, Filip Piotr, zwany Bosa di Tivoli, był rospustnym ale genialnym artystą, który zyskał sobie największą sławę. Umarł on w Rzymie 1705. r.